Helo!
Chciałam powiedzieć, że od dzisiaj nie będę dodawała rozdziałów.
Najnowszy powinien się pojawić jakoś za miesiąc, jak skończę pisać swojego pierwszego bloga.
Jak ktoś to czytał, to sorka, ale nie dam rady pisać dwóch, tyle mam na głowie, że ledwo sobie radzę z jednym.
To do zobaczenia za miesiąc :PP
Bye :*
Vicki and 1D... opowiadanie o One Direction
Człowiek żyje po to, aby kochać. Jeśli nie kocha, nie żyje.
sobota, 25 maja 2013
sobota, 11 maja 2013
Rozdział 3 "początek nowego życia"
Minęło kilka dni od zdażenia na komisariacie, gdy dowiedziałam się, że mam brata. Nie wiem o nim dużo, znam tylko Jego imię. Niall.
Głupie imię, mało męskie, no, ale to tylko mały szczegół. I dowiedział się o mnie w tym samym czasie co ja. Zgodził się na mój przyjazd, z trudem, ale się zgodził.
Za pół godziny powinnam być w samolocie lecącym do Londynu.
Tak bardzo kochałam Irlandię, a teraz muszę ją opuścić? Wszystko przez matkę. Jakby się nie zapiła na śmierć, nie musiałabym wyjeżdżać. Tu miałam znajomych, chłopaka, kumpli, swój gang. Wszystko czego potrzebowałam, na czym mi zależało.
- Gotowa?- usłyszałam głos kobiety, która przez kilka dni się mną opiekowała.
- Tak, chce mieć to już z głowy.
Wpakowałam do walizki, którą dostałam od Rose (tak właśnie miała na imię ta kobieta) kilka moich ubrań. Nie za duża kolekcja, ale takiej osobie jak ja powinno wystarczyć. 2 komplety bielizny, spodnie, koszulka, bluza i trampki. Nawet Rose się zdziwiła, że nastolatka ma tylko kilka ubrań, ale co na to poradzę? Od zawsze żyłam skromnie, bez luksusów i pieniędzy.
Rose zawiozła mnie na lotnisko, przegnaliśmy się.
Udałam się na odprawę.
Pierwszy raz lecę samolotem, więc trochę się boję. A co jeśli mam chorobę lokomocyjną? Ale raczej nie...
Bez problemów przeszłam odprawę i wsiadłam do samolotu.
Obok mnie przysiadł się słodki maluszek, o blond lokach.
- Boisz się latania?- zapytał.
- A ty?
-Trochę- odpowiedział blondynek.
- Ja też.
Cały lot przegadałam z Maxem, bo tak właśnie ten słodki chłopiec miał na imię. Starałam się nie przeklinać, ale mały znał chyba lepsze słownictwo ode mnie. Co drugie słowo brzmiało "kuźwa". Śmiać mi się chciało, gdy ten 8-latek wymawiał przekleństwa.
Głupie imię, mało męskie, no, ale to tylko mały szczegół. I dowiedział się o mnie w tym samym czasie co ja. Zgodził się na mój przyjazd, z trudem, ale się zgodził.
Za pół godziny powinnam być w samolocie lecącym do Londynu.
Tak bardzo kochałam Irlandię, a teraz muszę ją opuścić? Wszystko przez matkę. Jakby się nie zapiła na śmierć, nie musiałabym wyjeżdżać. Tu miałam znajomych, chłopaka, kumpli, swój gang. Wszystko czego potrzebowałam, na czym mi zależało.
- Gotowa?- usłyszałam głos kobiety, która przez kilka dni się mną opiekowała.
- Tak, chce mieć to już z głowy.
Wpakowałam do walizki, którą dostałam od Rose (tak właśnie miała na imię ta kobieta) kilka moich ubrań. Nie za duża kolekcja, ale takiej osobie jak ja powinno wystarczyć. 2 komplety bielizny, spodnie, koszulka, bluza i trampki. Nawet Rose się zdziwiła, że nastolatka ma tylko kilka ubrań, ale co na to poradzę? Od zawsze żyłam skromnie, bez luksusów i pieniędzy.
Rose zawiozła mnie na lotnisko, przegnaliśmy się.
Udałam się na odprawę.
Pierwszy raz lecę samolotem, więc trochę się boję. A co jeśli mam chorobę lokomocyjną? Ale raczej nie...
Bez problemów przeszłam odprawę i wsiadłam do samolotu.
Obok mnie przysiadł się słodki maluszek, o blond lokach.
- Boisz się latania?- zapytał.
- A ty?
-Trochę- odpowiedział blondynek.
- Ja też.
Cały lot przegadałam z Maxem, bo tak właśnie ten słodki chłopiec miał na imię. Starałam się nie przeklinać, ale mały znał chyba lepsze słownictwo ode mnie. Co drugie słowo brzmiało "kuźwa". Śmiać mi się chciało, gdy ten 8-latek wymawiał przekleństwa.
***
Wyszłam z samolotu i przeszłam odprawę.
Rose powiedziała, że ktoś musi na mnie czekać na lotnisku.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu tego "kogoś". Jakiś duży mężczyzna w garniturze, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie w reku trzymał kartkę z moim imieniem i nazwiskiem.
Podeszłam do niego.
- To ty jesteś Niall?- zapytałam.
- Nie. Twój brat czeka w domu- powiedział obojętnie. Na pewno wisi mu moje towarzystwo, pomyślałam.
Zabrał moją walizkę i udał się na parking.
Pobiegłam za nim. Widać, że mu się spieszyło.
Wrzucił moją walizkę do bagażnika czarnego samochodu z przyciemnanymi szybami. Nie wiem jakiej marki, nigdy mnie samochody nie interesowały, nie znam się. Nie będę się przecież pytać.
- Jestem ochroniarzem Nialla- powiedział.
- Wow! Mój braciszek ma ochroniarza? Jest w programie ochrony świadków?- zaśmiałam się.
Braciszek? Głupio to zabrzmiano. Zbyt głupio...
- Nie, po prostu dziewczyny by go staranowały. Słyszała kiedyś panienka o zespole One Direction?
- One Direction? Nie, i co on ma z tym wspólnego?
- Twój brat jest sławny, należy do zespołu- powiedział ochroniarz. Pam. Tak przeczytałam na plakietce.
- Chyba jaja se robisz ze mnie- zaśmiałam się.
- Nie, Victorio.
To nie możliwe. To nie może być mój brat, bo przecież u mnie w domu same beztalencia, ze mną na czele. Nie mam żadnego talentu.
I jest 3 :))
Dodałam dość wcześnie, bo nie mam kary
na kompa JUPI! Podoba się to COŚ?
Proszę o komentarze :P
Za wszystkie błędy przepraszam
Vicki xx
piątek, 10 maja 2013
Rozdział 2 "brat"
Obudziło mnie głośne walenie pięścią do drzwi.
- Kto tam?- krzyknęłam.
- Policja, proszę otworzyć.
Wstałam z łóżka, podchodząc do drzwi, które były otwarte.
- A nie widzisz, że otwarte- zakpiłam z niego. Bo to on, chłopak.
Czy ten policjant jest na tyle głupi, żeby ich nie zauważyć, czy ja na tyle mądra, że czepiam się takich oczywistych szczegółów.
- O co chodzi?- zmierzyłam wzrokiem mężczyznę.
Włosy krótko przystrzyżone, czarne z dodatkiem siwego po bokach, co oznacza, że nie ma dwudziestu lat. Lekko przygarbiony, z ładnymi niebieskimi oczami. Ubrany w mundur policyjny.
- Czego?- zapytałam.
- Victoria Hell?
Kiwnęłam glową w geście oznaczającym "tak".
- Zapraszam za mną, pojedzie pani na komendę i proszę nie zadawać pytań. Wszystkiego się dowiesz na miejscu.
Zabrałam bluzę i wyszliśmy z mieszkania.
Przez całą drogę czułam się jak więzień, choć siedziałam jako pasażer. Dziwnie się czułam z myślą, że coś zrobiłam za co zapłacę karą. Nie chciałam być jak ojciec, który wdawał się w bójki, które prowadziły do aresztu.
Nie może chodzić o jakieś przestępstwo, bo przecież siedzę z przodu, nie jako więzień za kratami w tylnej części samochodu.
Ja to mam szczęście! Oczywiście to tylko sarkazm. Ulicą szła banda osób, kilka z nich z mojego "gangu". Gdy mnie zauważyli zaczęli się śmiać i wymachiwać rękami, jakby to było śmieszne. A nie było. Pokazywali tylko swoje dziecinne zachowanie.
Na odczep pokazałam im środkowy palec. Nie zauważyła ich reakcji, samochód znajdował się poza zasięgiem wzroku.
- Victorio- powiedział spokojnie mężczyzna.
- Nikt tak do mnie nie mówi. Więc proszę, zwracaj się do mnie inaczej. Vik albo Vicki.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Trasa nie była krótka, ale nie też długa. Wystarczająco dużo czasu, aby pomyśleć.
Wysiedliśmy z samochodu.
Poszłam w śladu policjanta, który udał się do budynku.
Chciałam się jak najszybciej dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
Weszliśmy do jakiejś małej sali, ze stolikiem i dwoma krzesełkami. Według mnie to była sala przesłuchań znam się na takich miejscach jak mało kto, często tu bywałam.
Usiadłam na krzesełku, a nogi położyłam na stolik.
-A więc o co chodzi?- zapytałam.
- Twoja matka....ona, nie...nie żyje- zaczęła kobieta, prawdopodobnie policjantka. Widać było, że trudno jest jej wymówić te słowa.
-Wiem, mam swoje źródła. Coś jeszcze?- powiedziałam obojętnie.
- Tak. Twój ojciec został skazany na 8 lat pozbawienia wolności, za śmiertelne pobicie jednego z policjantów- kontynuowała.
- I co mam z tym wspólnego Ja?
- Wiedziałaś, że masz brata?- zapytał bez ogródek policjant, który mnie tu przywiózł. Przez cały czas stał w kącie i czekał na mój ruch, ale presja go zjadła. Musiał to powiedzieć.
- Co wy pieprzycie? Ja nie mam brata. Jestem jedynaczką- krzyczałam. Nawet nie wiem czemu. Jakoś tak wyszło. Chyba przez ten strach, że to może być prawdą.
- Wiemy, że to duża zmiana, ale będziesz musiała się przenieść. Masz 17 lat, nie możesz sama mieszkać, a przeprowadzka do Londynu dobrze Ci zrobi. Poznasz nowych ludzi, lepsze towarzystwo- wymieniała dalej kobieta.
- Czy Was pojebało? Ja się nigdzie nie ruszam- powiedziałam stanowczo.
- Nie masz innego wyjścia, innej rodziny nie masz- wyszli z pomieszczenia zostawiając mnie całkiem samą.
Jak to możliwe? Ja nie mam brata! Jestem jedynaczką, pomyślałam.
Oparłam głowę o blat stołu, a łzy ciekły mi po policzkach.
Znowu.
- Kto tam?- krzyknęłam.
- Policja, proszę otworzyć.
Wstałam z łóżka, podchodząc do drzwi, które były otwarte.
- A nie widzisz, że otwarte- zakpiłam z niego. Bo to on, chłopak.
Czy ten policjant jest na tyle głupi, żeby ich nie zauważyć, czy ja na tyle mądra, że czepiam się takich oczywistych szczegółów.
- O co chodzi?- zmierzyłam wzrokiem mężczyznę.
Włosy krótko przystrzyżone, czarne z dodatkiem siwego po bokach, co oznacza, że nie ma dwudziestu lat. Lekko przygarbiony, z ładnymi niebieskimi oczami. Ubrany w mundur policyjny.
- Czego?- zapytałam.
- Victoria Hell?
Kiwnęłam glową w geście oznaczającym "tak".
- Zapraszam za mną, pojedzie pani na komendę i proszę nie zadawać pytań. Wszystkiego się dowiesz na miejscu.
Zabrałam bluzę i wyszliśmy z mieszkania.
Przez całą drogę czułam się jak więzień, choć siedziałam jako pasażer. Dziwnie się czułam z myślą, że coś zrobiłam za co zapłacę karą. Nie chciałam być jak ojciec, który wdawał się w bójki, które prowadziły do aresztu.
Nie może chodzić o jakieś przestępstwo, bo przecież siedzę z przodu, nie jako więzień za kratami w tylnej części samochodu.
Ja to mam szczęście! Oczywiście to tylko sarkazm. Ulicą szła banda osób, kilka z nich z mojego "gangu". Gdy mnie zauważyli zaczęli się śmiać i wymachiwać rękami, jakby to było śmieszne. A nie było. Pokazywali tylko swoje dziecinne zachowanie.
Na odczep pokazałam im środkowy palec. Nie zauważyła ich reakcji, samochód znajdował się poza zasięgiem wzroku.
- Victorio- powiedział spokojnie mężczyzna.
- Nikt tak do mnie nie mówi. Więc proszę, zwracaj się do mnie inaczej. Vik albo Vicki.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Trasa nie była krótka, ale nie też długa. Wystarczająco dużo czasu, aby pomyśleć.
Wysiedliśmy z samochodu.
Poszłam w śladu policjanta, który udał się do budynku.
Chciałam się jak najszybciej dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
Weszliśmy do jakiejś małej sali, ze stolikiem i dwoma krzesełkami. Według mnie to była sala przesłuchań znam się na takich miejscach jak mało kto, często tu bywałam.
Usiadłam na krzesełku, a nogi położyłam na stolik.
-A więc o co chodzi?- zapytałam.
- Twoja matka....ona, nie...nie żyje- zaczęła kobieta, prawdopodobnie policjantka. Widać było, że trudno jest jej wymówić te słowa.
-Wiem, mam swoje źródła. Coś jeszcze?- powiedziałam obojętnie.
- Tak. Twój ojciec został skazany na 8 lat pozbawienia wolności, za śmiertelne pobicie jednego z policjantów- kontynuowała.
- I co mam z tym wspólnego Ja?
- Wiedziałaś, że masz brata?- zapytał bez ogródek policjant, który mnie tu przywiózł. Przez cały czas stał w kącie i czekał na mój ruch, ale presja go zjadła. Musiał to powiedzieć.
- Co wy pieprzycie? Ja nie mam brata. Jestem jedynaczką- krzyczałam. Nawet nie wiem czemu. Jakoś tak wyszło. Chyba przez ten strach, że to może być prawdą.
- Wiemy, że to duża zmiana, ale będziesz musiała się przenieść. Masz 17 lat, nie możesz sama mieszkać, a przeprowadzka do Londynu dobrze Ci zrobi. Poznasz nowych ludzi, lepsze towarzystwo- wymieniała dalej kobieta.
- Czy Was pojebało? Ja się nigdzie nie ruszam- powiedziałam stanowczo.
- Nie masz innego wyjścia, innej rodziny nie masz- wyszli z pomieszczenia zostawiając mnie całkiem samą.
Jak to możliwe? Ja nie mam brata! Jestem jedynaczką, pomyślałam.
Oparłam głowę o blat stołu, a łzy ciekły mi po policzkach.
Znowu.
hejo! Jest drugi. Też krótki, ale nie chcę żeby to
opowiadanie skończyło się na 20 rozdziale :P
Jak są błędy bardzo przepraszam.
Kocham Was!
Vicki xx
sobota, 4 maja 2013
Rozdział 1 "śmierć"
Jak co dnia udałam się z kumplami do swojej "miejscówy". Nic szczególnego, stary budynek, który dawno powinien być zburzony.
Przesiadywaliśmy tutaj w kilka osób pijąc alkohol, paląc papierosy i marihuanę.
- Vik! Zobacz co znaleźliśmy- krzyknął Sam.
- Czego? Nie widzisz, że jestem zajęta?- odwarknęła na niego przewodnicząca całej grupy. Nazywanej często gangiem, czyli Ja.
- Musisz to zobaczyć- upierał się dalej chłopak.
Wstał niechętnie ze starej sofy, którą znaleźliśmy kilka dni temu odstawiając butelkę z piwem spowrotem na beton.
Podeszłam do Sama i zaniemówiłam.
Na ziemi leżała moja własna matka. Ta która mnie urodziła, ale nie zasłużyła na miano matki.
Sprawdziłam puls. Nie żyła.
- Wiedziałam, że kiedyś to nadejdzie- powiedziałam obojętnie, ale w sercu poczułam ukłucie bólu i rozpaczy. Od zawsze miałam za złe matce, że mnie zostawiła, że zawsze musiałam sama sobie radzić przez każde chwile, te łatwiejsze i trudniejsze. Choć gdy zobaczyłam ją martwą, wybaczyłam wszystko. Nie umiałam się gniewać na zmarłą osobę.
- Co teraz z nią zrobimy?- podszedł do mnie Luke, który był aktualnie moim chłopakiem. Często ich zmieniałam, tylko po to, aby się pobawić i rzucić. Taka osoba jak ja nie ma serca i uczuć, lubi tylko ranić innych swoim postępowaniem i zachowaniem.
W gangu byłam tak jakby przywódczynią. Najodważniejsza, wydawała polecenia. To ja założyłam tą grupę.
- Nie wiem, wasz problem.
Przerzuciłam długą kitę na ramię i odeszłam w stronę domu.
Nie zwracałam uwagi na pędzące auta, chciałam znaleźć się jak najszybciej w domu. Choć nie za bardzo go miałam.
Mieszkałam z rodzicami w starej kamienicy. Zawsze tam było zimno, mokro i było słychać piski szczurów.
Zajmowaliśmy dwa pomieszczenia. My, znaczy mama, tata i ja. Na początku była to kuchnia i pokój, ale potem zostały przerobione na zbiorowisko butelek od wina, piwa i wódki.
Zrzuciłam resztę śmieci z łóżka, które kiedyś należało do mnie i położyłam się na nim.
Zaczęłam płakać.
Ja, Victoria Hell, przysięgałam sobie, że nigdy nie będę płakać, ale nie dałam rady. Łzy wylewały mi się strumieniami.
Powoli powieki się zamykały, aż nie wiadomo kiedy zasnęłam...
Przesiadywaliśmy tutaj w kilka osób pijąc alkohol, paląc papierosy i marihuanę.
- Vik! Zobacz co znaleźliśmy- krzyknął Sam.
- Czego? Nie widzisz, że jestem zajęta?- odwarknęła na niego przewodnicząca całej grupy. Nazywanej często gangiem, czyli Ja.
- Musisz to zobaczyć- upierał się dalej chłopak.
Wstał niechętnie ze starej sofy, którą znaleźliśmy kilka dni temu odstawiając butelkę z piwem spowrotem na beton.
Podeszłam do Sama i zaniemówiłam.
Na ziemi leżała moja własna matka. Ta która mnie urodziła, ale nie zasłużyła na miano matki.
Sprawdziłam puls. Nie żyła.
- Wiedziałam, że kiedyś to nadejdzie- powiedziałam obojętnie, ale w sercu poczułam ukłucie bólu i rozpaczy. Od zawsze miałam za złe matce, że mnie zostawiła, że zawsze musiałam sama sobie radzić przez każde chwile, te łatwiejsze i trudniejsze. Choć gdy zobaczyłam ją martwą, wybaczyłam wszystko. Nie umiałam się gniewać na zmarłą osobę.
- Co teraz z nią zrobimy?- podszedł do mnie Luke, który był aktualnie moim chłopakiem. Często ich zmieniałam, tylko po to, aby się pobawić i rzucić. Taka osoba jak ja nie ma serca i uczuć, lubi tylko ranić innych swoim postępowaniem i zachowaniem.
W gangu byłam tak jakby przywódczynią. Najodważniejsza, wydawała polecenia. To ja założyłam tą grupę.
- Nie wiem, wasz problem.
Przerzuciłam długą kitę na ramię i odeszłam w stronę domu.
Nie zwracałam uwagi na pędzące auta, chciałam znaleźć się jak najszybciej w domu. Choć nie za bardzo go miałam.
Mieszkałam z rodzicami w starej kamienicy. Zawsze tam było zimno, mokro i było słychać piski szczurów.
Zajmowaliśmy dwa pomieszczenia. My, znaczy mama, tata i ja. Na początku była to kuchnia i pokój, ale potem zostały przerobione na zbiorowisko butelek od wina, piwa i wódki.
Zrzuciłam resztę śmieci z łóżka, które kiedyś należało do mnie i położyłam się na nim.
Zaczęłam płakać.
Ja, Victoria Hell, przysięgałam sobie, że nigdy nie będę płakać, ale nie dałam rady. Łzy wylewały mi się strumieniami.
Powoli powieki się zamykały, aż nie wiadomo kiedy zasnęłam...
I jest 1...
Ma nadzieję, że ktoś to będzie czytał :PP
Trochę krótko....
Pozdro,
Natalia xx
Prolog
Vicki od zawsze chciałam mieć normalną rodzinę. Bez nałogów, kłótni, bójek. Chciałaby po prostu ją mieć.
Matka, nałogowa pijaczka. Oddałaby własną córkę za butelkę wódki.
Ojciec, ma wszystko za przeproszeniem w dupie. Wdaje się w bójki, które prowadzą do krótko trwałego aresztu. Czasami na miesiąc, dwa, zdarzało się nawet na rok.
Vicki nie wie, po co się w ogóle urodziła. Nikt się nią nie opiekuje, nie interesuje, nie kocha, nie troszczy.
Musi sama zadbać o siebie.
Zaczyna się zadawać ze złym towarzystwem, a to wiąże się z papierosami, alkoholem, narkotykami, drobnymi kradzieżami.
Ta 17-letnia dziewczyna przez całe życie sądziła, że jest jedynaczką, aż do dzisiaj.
Przez ten jeden sekret jej życie wywraca się do góry nogami.
Matka, nałogowa pijaczka. Oddałaby własną córkę za butelkę wódki.
Ojciec, ma wszystko za przeproszeniem w dupie. Wdaje się w bójki, które prowadzą do krótko trwałego aresztu. Czasami na miesiąc, dwa, zdarzało się nawet na rok.
Vicki nie wie, po co się w ogóle urodziła. Nikt się nią nie opiekuje, nie interesuje, nie kocha, nie troszczy.
Musi sama zadbać o siebie.
Zaczyna się zadawać ze złym towarzystwem, a to wiąże się z papierosami, alkoholem, narkotykami, drobnymi kradzieżami.
Ta 17-letnia dziewczyna przez całe życie sądziła, że jest jedynaczką, aż do dzisiaj.
Przez ten jeden sekret jej życie wywraca się do góry nogami.
Hejo, to jest mój drugi blog.
Dopiero go zaczynam i proszę o szczere komentarze.
Z góry dziękuję :PP
Subskrybuj:
Posty (Atom)